Tutaj powinien być opis

PRAKTYKA ZAWODOWA W NIEMCZECH

Jeśli ktoś się zastanawia, jak może wyglądać prawdziwa przygoda, to chcemy mu powiedzieć, że biorąc udział w projekcie Erasmus+ („Po raz pierwszy praktyki Erasmus+ dla młodych hotelarzy - nie boimy się nowego wyzwania”), przeżyłyśmy najciekawsze chwile w życiu i znalazłyśmy swoje drugie miejsce na ziemi.

22 czerwca 2021 r. o trzeciej nad ranem wyjechałyśmy na praktyki zawodowe do Niemiec. Żadna z nas nie wiedziała, co nas tam czeka. Głowy były pełne pytań o to, co przeżyjemy. Wiedziałyśmy, że będziemy bezpieczne, ale... Czy damy radę? Czy poradzimy sobie z barierą językową? Jak dogadamy się z innymi ludźmi? - to były nasze największe wątpliwości.

Pierwszego dnia cała grupa (12 techników hotelarstwa i opiekun) nocowała w ośrodku państwa Muller w Siegmundsburgu, a następnego dnia tuż po śniadaniu pojechałyśmy do różnych hoteli. Obie zostałyśmy przydzielone do rodzinnego hotelu Landhotel zur Grunnen Kutte w Bernshausen, w niewielkim mieście, niedaleko pięknego jeziorka Kutte. Urok tradycyjnego hotelu z muru pruskiego w połączeniu z rodzinną atmosferą sprawił, że od pierwszej chwili zapomniałyśmy o codziennej pracy i zanurzyłyśmy się w innym świecie, który pokazał nam swoją kulturę i przyrodę.

Mieszkałyśmy w świeżo wyremontowanym pokoju hotelowym, który był przytulny oraz oddawał swój wiejski klimat. Obie nie mogłyśmy napatrzeć się na cudowny krajobraz gór, dlatego chętnie przesiadywałyśmy wieczorami na schodach i podziwiałyśmy zachód słońca. Oczywiście, poznałyśmy wszystkich pracowników hotelu oraz właścicieli - Gundy i Lutz. Mimo że codziennie zajęci pracą, gdy tylko znaleźli wolną chwilę, próbowali pokazać nam uroki miasta. Zawsze też starali się, by praca była dla nas jak największą zabawą i przyjemnością.

Kilka dni po naszym przyjeździe odbyła się fiesta w stylu country. Wieczorem, gdy już wszystko było przygotowane, ludzie zaczęli się schodzić, śpiewać, tańczyć oraz pić słynne piwo Rhon, które jest wizytówką hotelu i miasta. Rzecz jasna nie byłybyśmy sobą, gdybyśmy nie dołączyły do tak świetnej zabawy razem z szefostwem i gośćmi hotelu. Ludzie integrowali się i świetnie dogadywali, wcale się nie znając. Zainteresowanie nami wzrosło, kiedy szefowa przedstawiała nas gościom. Ludzie pytali, z której części Polski jesteśmy, prosili, abyśmy powiedziały choć jedno słowo po polsku oraz chętnie rozmawiali na różne tematy. Niektóre były wręcz zabawne, gdy nie do końca zna się język niemiecki.

Tego też dnia poznałyśmy bliżej resztę rodziny, która zajmuje się prowadzeniem hotelu. Córka Gundy - Mendy - okazała się bardzo zabawna. Lubiła nas słuchać, fascynował ją nasz język i czasami chciała się czegoś nauczyć. Za to kucharz  Heiner był typowym śmieszkiem. Praca z nim mijała w atmosferze pełnej żartów i żartobliwych zaczepek. To człowiek o wysokim poczuciu humoru, który zawsze wykonywał swoją pracę sumiennie. Z czystym sumieniem można stwierdzić, że rodzina prowadząca hotel przyjęła nas z otwartymi rękoma i traktowała jak własne dzieci, co było dla nas przyjemnym doświadczeniem.

Pod koniec naszego pobytu w Bernshausen, Gundy pokazała nam okolicę. Opowiadała wiele niezwykłych historii o różnych hotelach. Wiele z nich zamknęło się z powodu pandemii, co bardzo ją smuciło. Zabrała nas również na spotkanie partnerskie 30 kilometrów od Bernshausen. Gospodarz okazał się gościnny i poczęstował nas ciepłym posiłkiem i deserem. W czasie, kiedy Gundy zajęła się omawianiem ważnych spraw, poszłyśmy zwiedzić okolice. Trafiłyśmy na piękny ogród, urokliwe strumyczki oraz malutkie zoo. Tego samego dnia szefowa zabrała nas na plac zabaw w Noash Segel z niezwykłym punktem widokowym. Krajobraz był po prostu jak z bajki!

Następnego dnia, gdy myślałyśmy już, że to koniec niespodzianek, Gundy i Lutz zawieźli nas do słynnej lodziarni w Bad Liebenstein. Ale to nie była jakaś tam zwykła lodziarnia, to była najsłynniejsza lodziarnia w mieście z polskimi pracownikami i polskim szefostwem. Objedzone pysznymi słodkościami zwiedziłyśmy najstarszy zamek w Bad Liebenstein i różne parki obsypane kolorowymi kwiatami oraz stare jaskinie.

Jednak po powrocie, gdy emocje opadły, Gundy nie odpuściła. Powiedziała, że ostatni dzień naszego pobytu w Bernshausen trzeba koniecznie uwiecznić i dała nam ludowe niemieckie stroje, a następnie urządziła sesję fotograficzną na tle hotelu przy gościach siedzących przy stolikach na zewnątrz. Wytłumaczyła nam również, skąd wziął się ten strój i w jaki sposób go nosić (np. wstążka na sukience po prawej stronie świadczy, iż panna jest już mężatką, a po lewej, że szuka partnera). Nie mogło również zabraknąć czasu na zdjęcia promujące naszą szkołę. Ten moment zapamiętałyśmy jako bardzo zabawny ze względu na zaciekawione spojrzenia siedzących niedaleko gości. Bawiłyśmy się świetnie, pozując do zdjęć w uroczych ludowych sukienkach oraz kamizelkach z logo naszej szkoły.

Pożegnania bywają trudne, szczególnie kiedy człowiek tak mocno przywiąże się do cudownego miejsca i fantastycznych ludzi. Mamy nadzieję, że jeszcze tam kiedyś wrócimy. Byłoby fajnie znowu poczuć ten wiejski klimat, doświadczyć wszechogarniającego spokoju, podziwiać piękny górski pejzaż i spędzić trochę czasu z uroczymi ludźmi, jakimi okazali się Gundy i Lutz, właściciele hotelu.

Uważamy, że cały wyjazd był świetnym przeżyciem. Poznałyśmy wielu serdecznych i pomocnych ludzi i rozwinęłyśmy swoje umiejętności zawodowe. Dzięki praktyce wiemy też, co chcemy robić w życiu. Jeśli ktoś ma okazję pojechać na praktykę zagraniczną w ramach programu Erasmus+, to niech się nawet nie zastanawia. Jest to przeżycie naprawdę super, a taka okazja może już się nigdy nie zdarzyć. Tej przygody na pewno nie zapomnimy do końca życia.

Alicja Jakubowska i Aleksandra Firsiof, kl. 3B Technikum Zawodowego